Na sztandarach widnieje bezpieczeństwo i zdrowie pacjentów. Walka z wywozem leków z Polski to jednak próba ochrony ogromnych zysków na rynkach zagranicznych.
Wywieźli – to najczęściej powtarzana odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce brakuje leków. Przyczyną problemu jest jednak nie tyle eksport produktów leczniczych, co sposób, w jaki walczą z nim ich producenci. Eksport równoległy opakowania leku z Polski do kraju, gdzie jest on czterokrotnie droższy, oznacza, że producent zarobił na nim czterokrotnie mniej, niż mógł. Pod pretekstem walki z niezgodnymi z prawem praktykami i ochrony zdrowia pacjentów, międzynarodowe koncerny farmaceutyczne próbują wyeliminować z polskiego rynku bezpośredniego konkurenta – handel równoległy. Na wspólnotowym rynku jest on pełnoprawną formą obrotu towarami. Przeciwdziałają eksportowi równoległemu przede wszystkim na dwa sposoby: ograniczając podaż oraz apelując o zamknięcie granic dla wywozu wybranych leków poza terytorium RP. Mogliby też zrezygnować ze stosowania horrendalnie wysokich marż w krajach najzamożniejszych, ale to im się zwyczajnie nie opłaca.
Eksport równoległy jest nam potrzebny
W normalnych realiach eksport równoległy leków z Polski powinien nas z kliku powodów cieszyć. Po pierwsze: stymuluje obniżanie cen leków w Europie. Jest więc źródłem rosnących oszczędności dla pacjenta i płatnika publicznego. Może jeszcze tego nie czujemy, ale przy zachowaniu obecnego tempa rozwoju gospodarki wkrótce Polska może dołączyć do grona głównych beneficjentów dystrybucji równoległej. Po drugie: eksport pozytywnie wpływa na bilans handlowy, w tym zapewnia milionowe wpływy podatkowe do budżetu państwa. Po trzecie wreszcie: jest ważnym źródłem przychodów dla polskiego hurtu farmaceutycznego, który po obniżeniu marż hurtowych do 5% znalazł się w trudnej sytuacji ekonomicznej. Chodzi tu nie tylko o hurtownie zajmujące się eksportem, ale i te, które dzięki niemu mają większy wolumen obrotów w kraju. W ten sposób mogą – pomimo obniżki marż – zapewniać wysoką jakość serwisu dla aptek, utrzymać zatrudnienie, czy inwestować w rozwój. Wbrew powszechnej opinii, Skarb Państwa nie dopłaca do wywożonych z kraju leków, ponieważ eksportowane są przed refundacją.
Szkodliwa ochrona interesów
Producenci – chcąc minimalizować straty na zagranicznych rynkach – przeciwdziałają eksportowi leków z Polski, gdzie są one tanie. Robią to przede wszystkim poprzez ograniczenia w systemie sprzedaży. Zawężają kanał dystrybucji do kilku wybranych podmiotów, które łatwiej kontrolować, bądź całkowicie pomijają polskie hurtownie, prowadząc tzw. sprzedaż bezpośrednią do aptek. Stosują też uznaniowe limity ilości opakowań, jakie poszczególne hurtownie i apteki mogą zakupić. Konsekwencje tej polityki są bardzo złe. Przede wszystkim duże trudności z bieżącym zaopatrzeniem aptek w leki. Jak pokazały wyniki przeprowadzonego przez CBOS badania*, w modelu dystrybucji bezpośredniej do aptek na codzienne dostawy może liczyć jedynie 20% placówek, a aż do 28% zamówienia dostarczane są raz na dwa tygodnie lub rzadziej. Dla porównania, w przypadku współpracy z hurtowniami pełnoasortymentowymi 97% aptek otrzymuje dostawy nie rzadziej niż raz dziennie. Wprowadzone przez producentów modele sprzedaży stanowią również duże obciążenie czasowe dla składających zamówienia farmaceutów, oraz utrudniają, a często wręcz uniemożliwiają im efektywne zarządzanie zapasami. Przyznawane limity dostaw nie mają w wielu przypadkach żadnego pokrycia w rzeczywistych potrzebach apteki, przez co utrzymanie możliwie najlepszej dostępności leku wymaga każdorazowego wykupowania całości przyznanego przez producenta limitu - nawet jeśli w danym miesiącu apteka ma mniejsze zapotrzebowanie. W przeciwnym razie limit może zostać obniżony i jeśli w następnym miesiącu po lek przyjdzie więcej pacjentów to apteka nie będzie mogła im pomóc. Patologiczny kierunek, w jakim wyewoluowały producenckie modele dystrybucji leków w Polsce, zaowocował kolejną patologią.
Odwrócony łańcuch dostaw
Pozbawienie większości hurtowni farmaceutycznych możliwości zakupu leku od producenta stworzyło warunki dla rozwoju szarej strefy. Powstał alternatywny kanał zaopatrzenia hurtowni – poprzez apteki, co jest niezgodne z przepisami. Oczywiście przyczyny tej sytuacji nie mogą być usprawiedliwieniem dla nieuczciwych przedsiębiorców. Daleko idącą hipokryzją producentów jest jednak uzasadnianie wprowadzanych ograniczeń potrzebą walki z „nielegalnym wywozem” leków z Polski. Trzeba powiedzieć stanowczo, że producenckie modele sprzedaży były planowane i powstawały jako narzędzie walki z legalnym eksportem równoległym, a odwrócony łańcuch dostaw jest dopiero ich konsekwencją.
Świadoma polityka braków
Producenci zdają sobie sprawę, że ich próby zaopatrywania jednego z najtańszych w Europie rynków jedynie w taką ilość leków, jaka odpowiada lub w niewielkim stopniu przekracza zapotrzebowanie jego pacjentów musi prowadzić do niedoborów w aptekach. Mają przecież świadomość, że część produktów leczniczych w oczywisty sposób stanie się przedmiotem legalnego eksportu równoległego. Istotą handlu jest przecież kupić taniej, a sprzedać drożej. Przy przyjętej przez koncerny polityce reglamentowanej dystrybucji taki eksport może odbywać się kosztem dostępności na polskim rynku.
W to im graj
Przypadki niedoborów i rosnący udział eksportu prowadzonego za pośrednictwem aptek, otworzył koncernom farmaceutycznym nowe możliwości walki z rynkową konkurencją. Sytuacja, w której leku może zabraknąć pacjentom w Polsce, sprawia, że jego eksport nie znajduje społecznej akceptacji. Zwłaszcza jeśli można wskazać przypadki, gdy prowadzony jest niezgodnie z przepisami. Jest to prosta droga do wymuszenia na rządzących działań zmierzających do ograniczenia możliwości wywozu leków z kraju. Procedowany aktualnie projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego przewiduje takie rozwiązanie – sprzeciw Głównego Inspektora Farmaceutycznego wobec zamiaru wywozu tzw. leków deficytowych. Jest jednak pewien szkopuł – polskie prawo daje producentom swobodę decydowania o tym, który lek i w którym momencie jest deficytowy.
W jakim kierunku powinna zmierzać nowelizacja?
W opinii Stowarzyszenia Eksporterów Równoległych, potrzebne są rozwiązania, które będą nie tyle koncentrowały się na łataniu braków leków, co stymulowały generowanie ich nadwyżek na rynku. Odebrałoby to uzasadnienie biznesowe dla odwróconego łańcucha dostaw oraz pozwoliło egzekwować martwy obecnie przepis, który nakłada na podmioty prowadzące obrót hurtowy obowiązek nieprzerwanego zaspokajania zapotrzebowania aptek – jeśli hurtownia nie może kupić leku, czy może sprzedać go aptece? Takie podejście dałoby też pewność, że przedmiotem eksportu będą nadwyżki leków z rynku. Wpisujące się w te oczekiwania rozwiązanie zgłaszała już kilkukrotnie Naczelna Rada Aptekarska, proponując nałożenie na producentów obowiązku zaopatrywania w leki wszystkich hurtowni farmaceutycznych. Ci bronią się jednak, że nie można narzucić im takiego obowiązku i nie mają nieograniczonych mocy wytwórczych.
Mit ograniczonych zdolności produkcyjnych
Leki eksportowane równolegle z naszego kraju nie znikają ze wspólnotowego rynku. Zwiększone zapotrzebowanie w Polsce nie prowadzi do istotnego wzrostu sumarycznego zapotrzebowania na lek w krajach EOG – zmienia się natomiast udział poszczególnych kanałów ich zaopatrzenia. Rośnie sprzedaż leków z importu równoległego, maleje zaś ta prowadzona bezpośrednimi kanałami producenta. I oczywiście ich zyski. Gdzie więc są leki, których w Polsce brakuje? U ich producentów.
*Raport „Analiza satysfakcji farmaceutów ze współpracy z podmiotami dystrybuującymi leki na receptę do aptek”, CBOS, Warszawa 2014.
dostarczył infoWire.pl
Link do strony artykułu: https://wm.wirtualnemedia.pl/centrum-prasowe/artykul/antyeksportowa-krucjata-koncernow-farmaceutycznych